Artur Wójcik – „Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków” – recenzja i ocena
Wielka Lechia, Imperium Lechitów, Lechia – to terminy, które od dłuższego czasu nie tylko znajdują swoje miejsce w „odmętach internetów”, ale również straszą z okładek książek wydawanych przez poważne wydawnictwa. W jaki sposób Artur Wójcik rozprawia się z argumentami zwolenników pseudonaukowych teorii o Wielkiej Lechii?
Artur Wójcik – „Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków” – recenzja i ocena
![]() | Autor: Artur Wójcik Tytuł: „Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków” Wydawca: Napoleon V Rok wydania: 2019 Oprawa: miękka Liczba stron: 250 ISBN: 9788381781459 Cena: 39,90 zł Ocena naszego recenzenta: 8/10 (jak oceniamy?) Inne recenzje książek historycznych |
Artur Wójcik jest historykiem, który prowadzi blog i stronę w mediach społecznościowych „Sigillum Authenticum”. Główną misją jego działalności w Internecie jest demaskowanie pseudohistorycznych teorii oraz popularyzacja rzetelnych badań. Tym razem sięgnął po bardziej klasyczną formę polemiki z mitami, oddając do rąk czytelników „Fantazmat Wielkiej Lechii”.
Turbolechici, zwani również turbosłowianami, głoszą pogląd, jakoby Wielka Lechia była starożytnym imperium Polaków. Mieliśmy rządzić olbrzymimi obszarami, pokonać Aleksandra Macedońskiego, a nawet wynaleźć koło. Prawdę o tych niesamowitych osiągnięciach, jak również imiona władców Wielkiej Lechii miał skazać na zapomnienie Kościół katolicki. Od czasu przyjęcia chrześcijaństwa miano rozpocząć proces fałszowania dawnych dziejów. Według turbosłowian nie udało się to całkowicie, bowiem pozostały pewne zapisy w dawnych kronikach, które sugerują, że pradawne imperium rzeczywiście istniało.
Fantazmat dotyczący Wielkiej Lechii doczekał się bardzo dobrego życia nie tylko w internecie, ale również w książkach. Znane, duże wydawnictwa zaczęły wydawać książki, które starają się przybliżyć czytelnikowi dzieje pradawnego, potężnego słowiańskiego imperium. Mieli mu przewodzić właśnie Polacy. I choć większość teorii turbolechickiej zbudowana jest w sposób, który obraża inteligencję czytelnika, to jednak znalazły one szerokie grono odbiorców.
Artur Wójcik postanowił w formie książkowej wykazać absurdalność doniesień o Lechii. Opisując źródła, na które powołują się turbosłowianie w sposób bardzo klarowny i jasny wykazuje, że zwolennicy imperium lechickiego mają nikłe pojęcie o pracy historyka. Pseudonaukowe teorie nie wytrzymują rzetelnego zestawienia z rzeczywistym stanem wiedzy o początkach naszej państwowości. Z wielką swadą przedstawia również genezę i charakterystykę opisywanego przez siebie zjawiska. Żądny wiedzy czytelnik, który będzie chciał poszerzyć swoją wiedzę znajdzie w recenzowanej pozycji wykaz bogatej literatury przedmiotu. Jest to bardzo ważne, ponieważ główni autorzy turbolechickich tez mają jeden koronny „dowód”: ponoć nie ma dostępu do źródeł.
Wbrew pozorom ostatnie triumfy pseudonauki nie są niewinnym internetowym folklorem. Teorie spiskowe rozrastają się w niesamowitym tempie i – jak widać po zjawisku turbosłowianizmu – znajdują się szanowane i poważane do tej pory wydawnictwa, które wiedzione chęcią zysku wydają pseudonaukowe książki, tym samym legitymizując oraz uprawdopodobniając zawarte w nich treści. Pełne politowania milczenie specjalistów, którzy nie chcą jeszcze bardziej „podbijać bębenka” wdając się w polemiki również nie poprawiają sytuacji.
„Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków” jest pracą bardzo ważną. Rozpowszechniająca się coraz wyraźniej pseudonauka musi w końcu zacząć napotykać rzetelne analizy. Dzięki temu każdy będzie miał zapewniony dostęp do solidnej dawki wiedzy. Tylko upowszechnianie wiedzy może pomóc zahamować rozwój dziwacznych teorii rodem z internetowego mema.
Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Artura Wójcika – „Fantazmat Wielkiej Lechii. Jak pseudonauka zawładnęła umysłami Polaków”!
Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Redakcja i autor zezwalają na jego dowolny przedruk i wykorzystanie (również w celach komercyjnych) pod następującymi warunkami: należy wyraźnie wskazać autora materiału oraz miejsce pierwotnej publikacji – Portal historyczny Histmag.org, a także nazwę licencji (CC BY-SA 3.0) wraz z odnośnikiem do jej postanowień. W przypadku przedruku w internecie konieczne jest także zamieszczenie dokładnego aktywnego odnośnika do materiału objętego licencją.
UWAGA: Jeśli w treści artykułu nie zaznaczono inaczej, licencja nie dotyczy ilustracji i filmów dołączonych do materiału – w kwestii ich wykorzystania prosimy stosować się do wskazówek w opisie pod nimi lub – w razie ich braku – o kontakt z redakcją: redakcja@histmag.org
Istnieje też (tak niszczona od wieków i w współczesnych czasach) mitologia polska, lechicka i sławiańska, a nie tylko i wyłącznie mitologia grecka, rzymska i semicka w tej naszej części Eurazji ;)
Odpowiedz
@ Gość: Pioter
Nie istnieje. Jak może istnieć mitologia czegoś wyssanego z brudnego palucha oszustów, pokroju Bieszka czy Szydłowskiego?
Odpowiedz
Jestem teraz pełen niepokoju o los mojej "teorii" o Małej Lechii.
Co to za dziwoląg?
To dolina czy raczej dorzecze rzeki Lech, prawego dopływu Górnego Dunaju na odcinku alpejskim z bawarskim miastem Augsburgiem jako stolicą regionu.
W Augsburgu nad Lechem w 974 roku doszło do ciekawego zdarzenia. Książęta bawarscy przy współudziale Bolesława czeskiego i Mieszka polskiego zawiązali spisek przeciw cesarzowi Ottonowi II dla pozbawienia go władzy. Co tam chciał Mieszko? Czy był tam tylko jako figurant u boku swojego teścia Bolesława? Jaki miał on w tym interes, aby tam być i dlaczego spiskowcy mieli do niego zaufanie? Widocznie coś go z tym regionem więcej, przynajmniej emocjonalnie łączyło.
Sprzysiężenie to zostało zdradzone i po dradzie musiało dokonać się jakieś przynajmniej zamieszanie, bo Mieszko w tym samym roku, a może bezpośrednio po tej jakiejś scysji, udał się do grobu niedawno zmarłego biskupa Augsburga, prosić go o wstawiennictwo u Boga w sprawie groźnej rany ramienia, odniesionej na skutek postrzelenia.
I znów pytanie: skąd to zaufanie do zmarłego i niekanonizowanego biskupa? Nie było to rezultatem jakiejś dłuższej znajomości i zażyłości księcia z arcypasterzem Augsburga?
Po jakimś czasie, po wyzdrowieniu ramienia Mieszko ofiaruje słudze Bożemu dar - odlane ramię z dłonią ze srebra jako wotum wdzięczności za cud. Mieszko składa prepoztowi katedry w Augsburgu Gerhardowi zeznanie, przedstawiając się Misico dux Wandalorum. To zeznanie zostało użyte jako dodatkowy motyw dla kanonizacji Ulryka; nastąpiło to 993 roku.
Nasuwa się mi tylko jedna myśl. Aktualnie Przemysław Urbańczyk trudzi sie w pocie czoła, by wykazać pochodzenie Mieszka z Moraw lub zachodniej Słowacji (Nitra). Mnie się to nawet z kilku względów podobało. Ale...
Przecież Mieszkowych ludzi nazywano i do dziś nazywają "Lechici". Czy nam to wszystko coś nie mówi? Czy nie można wysnuć wniosku, że ród Mieszka, owi Piastowie, jednak nie nad Morawą, Wagiem czy Nitrą, ale nad Lechem mieli swoje rodowe korzenie? Zaczynam na serio wierzyć w tę "Małą Lechię"!
(P.S. Żródła na Histmagu już kiedyś cytowałem).
Odpowiedz
zakaz wykopalisk na własną rękę jest przypadkiem?
Odpowiedz