Ciężar pamięci. Zbrodnia w Aleksandrowie Kujawskim

opublikowano: 2020-09-25 15:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
U schyłku II wojny światowej w niewielkim Aleksandrowie Kujawskim doszło do samosądu na niemieckiej ludności. Lata morderstw i okrucieństw ze strony hitlerowskiego okupanta doprowadziły do wybuchu nienawiści. Jednak czy zbrodnię można usprawiedliwiać zbrodnią?
REKLAMA

„Wydarzenia w Aleksandrowie nie były wyrwane z kontekstu – pisałem w 2001 r. w artykule Ciężar pamięci, który był pokłosiem cytowanego wcześniej reportażu Naprzykrzyło się grzebać. – Niemcy napadły na Polskę, podbiły ją, a najeźdźcy zachowywali się okrutnie. Czytelnik przedstawiający się jako profesor uniwersytecki, prawnik, w rozmowie telefonicznej opowiedział o tragedii mieszkańców powiatu rypińskiego we wrześniu 1939 r. Rozstrzelano tam 6,5 tysiąca Polaków. Sprawcami czynów byli często nie hitlerowcy w mundurach, ale niemieccy sąsiedzi, czasem mieszkający tam od pokoleń. – A pan jako sensację opisuje śmierć setki aleksandrowskich Niemców – z wyrzutem zauważył profesor.

Otóż nie ma takiej wagi, na której można ustawić złe czyny i wymierzyć je po równo. Zbrodnia pozostaje zbrodnią i bez znaczenia jest, czy popełnił ją Niemiec, czy Polak. To, co w 1945 r. wydarzyło się w powiecie nieszawskim (…), nie znajduje usprawiedliwienia, bo żaden samosąd nigdy nie będzie uprawniony. W (…) dyskusji historyków i publicystów wokół książki niemieckiej autorki Helgi Hirsch «Zemsta ofiar» – o obozach dla przesiedlanych z Polski Niemców (…) – dyskutanci zauważyli, że tytuł jej książki jest mylący. Jacek Borkowicz stwierdził: «(…) dramat odwetu w wymiarze masowym (…) polega nie tylko na tym, że mścimy się nie na tych, co trzeba, ale też na tym, że mszczą się nie te osoby, które zaznały największych krzywd».

Tablica pamiątkowa na ścianie Muzeum Ziemi Dobrzyńskiej w Rypinie (aut. 1bumer; CC BY-SA 4.0)

Wiele wskazuje na to, że «zemsta ofiar» w powiecie nieszawskim (z siedzibą w Aleksandrowie) była dziełem grupy samozwańczych początkowo milicjantów. Bez wątpienia to nie oni przeżyli podczas wojny tragedię uprawniającą do chęci odwetu. Przeciwnie, z niektórych relacji wynika, że byli wśród nich przedwojenni kryminaliści, którzy w czasie okupacji współpracowali z gestapo. Mogli się obawiać, że po wojnie ich czyny zostaną ujawnione. Mord na Niemcach mógł więc służyć usunięciu świadków i zatarciu śladów. A przy okazji można się było szybko wzbogacić. (…)

Sędziwy adwokat Czesław Tusch z Torunia w pierwszej połowie lat 50. pracował w Aleksandrowie jako prokurator. To on w 1956 r. aresztował byłego komendanta tutejszej milicji Mateusza Pawlaka. Postawił mu zarzut morderstwa popełnionego na Edmundzie Weberze. (…) Helena Weber zeznała, że męża zabił osobiście Mateusz Pawlak.

REKLAMA

Edmund Weber, chociaż wywodzący się z niemieckiej rodziny, podczas wojny nie podpisał volkslisty, uważał się za Polaka. Jego brat przeciwnie, ogłosił się Niemcem, aktywnie działał w strukturach hitlerowskich. Mecenas Tusch uważa, że Edmunda zabito, ponieważ Pawlak obawiał się, iż posiada wiedzę na jego temat. – Bał się – mówi Tusch – że brat przekazał Edmundowi papiery, na których Pawlak figurował jako konfident gestapo.

W obronę Mateusza Pawlaka zaangażował się osobiście wiceminister spraw wewnętrznych Antoni Alster, który w 1945 r. jako pełnomocnik rządu lubelskiego przebywał w Aleksandrowie. To on mianował samozwańczego watażkę Pawlaka na komendanta już oficjalnej milicji, a jego brata Franciszka na burmistrza. – Efekt był taki, że rozwiązano wtedy w Aleksandrowie prokuraturę – wspomina Czesław Tusch – a Mateusza Pawlaka mimo niezbitych dowodów uniewinniono podczas procesu”.

Sam na sam z ofiarami

W grudniu 2000 r. w kościele parafialnym w Nieszawie, małym miasteczku nad Wisłą leżącym kilkanaście kilometrów od Aleksandrowa, podczas nabożeństwa ekspiacyjnego w ramach rekolekcji adwentowych księża Wojciech Sowa, miejscowy proboszcz, oraz Zdzisław Pawłowski wyznali w imieniu mieszkańców grzech popełnionego w 1945 r. mordu na niemieckich sąsiadach. Kazanie wygłaszał Zdzisław Pawłowski.

Ksiądz Sowa opowiadał mi później, że już poprzedni proboszcz usiłował symbolicznie wspomnieć o przeszłości, o pomordowanych Niemcach, ale napotkał na mur niechęci, że jest za Niemcami, a nie Polakami. Ksiądz Sowa, przygotowując się do nabożeństwa w 2000 r., obawiał się podobnej reakcji, ale uznał, że trzeba się z tym zmierzyć. Wcześniej zbierał relacje mieszkańców o wydarzeniach z 1945 r. Był wrażliwym człowiekiem. Kilka lat później umarł na zawał serca. Zdzisław Pawłowski z kolei w 2000 r. był doktorem teologii. Cztery lata później habilitował się. Dzisiaj jako profesor nauk teologicznych pracuje naukowo na wydziale teologicznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wtedy, w 2000 r. księża Sowa i Pawłowski złamali panujące w Nieszawie tabu – o krwawym wydarzeniu z dalekiej przeszłości mówiło się dotychczas jedynie prywatnie albo w ogóle. Ale czyn ten uwierał ludzi, przez lata żyli po sąsiedzku ze sprawcami zbrodni, byli na nich skazani. Ksiądz Pawłowski wyraził to, co ich gniotło. Oto słowa, jakie wygłosił w ten adwentowy wieczór: „Grzech, choć niewyznany, istnieje i wpływa na nasze życie oraz na życie tych, wśród których żyjemy. Jedynie szczere wyznanie grzechów ciążących na naszej przeszłości i prośba o ich przebaczenie może nas od nich uwolnić. Dlatego papież wzywa nas do podjęcia trudu oczyszczenia naszej pamięci. (…) Są w naszej przeszłości niewyznane latami grzechy, które wpływają na nasze życie w postaci długotrwałych konfliktów, zadawnionych ran i podziałów w naszych rodzinach i społecznościach. Takie winy nie mogły być wyznane wcześniej, bo przesłaniało je głębokie poczucie krzywdy doznanej. Są również w naszej przeszłości takie przypadki popełnionego zła, które nie dotyczą nas osobiście, ale obciążają naszą zbiorową pamięć.

REKLAMA
Kościół pw. św. Jadwigi w Nieszawie (aut. Andrzej Otrębski; CC BY-SA 3.0 pl)

Do takich zdarzeń należy to, co się stało jesienią 1945 roku w Nieszawie. Wszyscy mieszkańcy Nieszawy doświadczyli okropności wojny i każdy, w mniejszym lub większym stopniu, został dotknięty jej tragedią. Wielu zginęło z rąk hitlerowców, rozstrzelanych lub wywiezionych do obozów koncentracyjnych. Niektórzy zostali wydani w ręce niemieckiego okupanta przez swoich sąsiadów niemieckiego pochodzenia. Wszyscy przeżywali ogrom wyrządzonej im krzywdy. Czasami mogło się wtedy zrodzić pragnienie zemsty i chęć odwetu. Tak właśnie zdarzyło się w Nieszawie jesienią 1945 roku z osobami pochodzenia niemieckiego mieszkającymi w naszym mieście od wielu pokoleń.

Według zapisu w pamięci świadków przedstawiciele naszej władzy bez sądu i prawomocnego wyroku postanowili zgładzić, topiąc w Wiśle, kilkadziesiąt osób pochodzenia niemieckiego przetrzymywanych w miejscu odosobnienia. Wśród ofiar były kobiety i dzieci.

REKLAMA

Nikt z nas tutaj obecnych nie jest osobiście odpowiedzialny za tę zbrodnię. Większość z nas urodziła się już po wojnie, a starsi byli wtedy jeszcze dziećmi. Należymy jednak do tej samej wspólnoty. Istnieje nie tylko solidarność współczesnych, ale także solidarność między pokoleniami. Przez wyznanie tej zbrodni nikt z nas nie musi się czuć oskarżony. Nie możemy być również sędziami tych, którzy jej się dopuścili. Mamy jednak dług wobec pomordowanych ofiar, wśród których były osoby niewinne, zwłaszcza dzieci. Nie mają one bliskich, którzy mogliby się upomnieć o pamięć o nich. Mają jedynie nas – członków tej samej wspólnoty, której inni członkowie wyrządzili im krzywdę. Ich śmierć stanowi wezwanie do nas, do naszego współczucia i naszej wrażliwości. Każdy z nas zostanie teraz przez chwilę sam z ofiarami tej zbrodni przed Jezusem, który sam był niewinnie oskarżony i zgładzony”.

Nie wiemy, czy nabożeństwo ekspiacyjne spowodowało, że mieszkańcy Nieszawy zostali na moment sami z ofiarami zbrodni. Ksiądz chciał obudzić w nich empatię… i przynajmniej u niektórych obudził. Kiedy rok później byłem w Nieszawie, osoby, z którymi rozmawiałem, wciąż były pod wrażeniem tamtego kazania. Dokumenty Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa i rejestry milicyjne starannie wyczyszczono jeszcze w latach 50. Czas zatarł wiele innych śladów i wymazał dowody, ale u najstarszych okruchy pamięci przetrwały. Nie sposób jednak na podstawie tych okruchów ustalić, ile osób pochodzenia niemieckiego zamordowano, topiąc w Wiśle. Wątpliwości budzą też podawane daty nocnej zbrodni. Ksiądz w kazaniu mówił, że zdarzyło się to jesienią 1945 r. W reportażu w „Gazecie Wyborczej” mowa o kwietniu 1945 r. i jest to najbardziej prawdopodobna data. Z innych ustaleń wynika z kolei, że ludzi topiono w lutym, zaraz po przejściu frontu, ucieczce oddziałów niemieckich i krótkim pobycie w Nieszawie wojsk radzieckich, które prawie natychmiast poszły dalej, aby dobić wroga. Zapanowało wtedy bezhołowie, władza leżała na ulicy i wystarczyło po nią sięgnąć. I sięgnęli bracia Pawlakowie i ci, których sobie dobrali.

Ten tekst jest fragmentem książki Piotra Pytlakowskiego „Ich matki, nasi ojcowie. Niewygodna historia powojennej Polski”:

Piotr Pytlakowski
„Ich matki, nasi ojcowie. Niewygodna historia powojennej Polski”
cena:
39,90 zł
Wydawca:
Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania:
2020
Okładka:
twarda
Liczba stron:
320
Premiera:
15.09.2020
Format:
130x200 mm
ISBN:
978-83-8062-375-0
EAN:
9788380623750
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Piotr Pytlakowski
Dziennikarz, scenarzysta, autor i współautor książek Republika MSW, Czekając na kata, Alfabet mafii, Śmierć za 300 tys., Agent Tomasz i inni, Wszystkie ręce umyte, Biuro tajnych spraw, Nowy alfabet mafii, Wojny kobiet, Szkoła szpiegów, Mój agent Masa oraz Królowa mafii. Nakręcił kilka filmów dokumentalnych i kilkanaście reportaży telewizyjnych. Współautor scenariusza serialu Odwróceni i cyklu telewizyjnego Alfabet mafii. Jako reporter pracował m.in. w „Przeglądzie Tygodniowym”, „Spotkaniach”, „Gazecie Wyborczej” i „Życiu Warszawy”. Od 1997 r. jest dziennikarzem tygodnika „Polityka”. Nagrodzony m.in. „Polskim Pulitzerem” w kategorii „dziennikarstwo śledcze” i nagrodą Adwokatury Polskiej „Złota Waga”.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone