„Obłęd” Zychowicza

opublikowano: 2013-10-15 06:00
wolna licencja
poleć artykuł:
W okolicach sierpnia każdego roku na rynku wydawniczym pojawiają się publikacje związane z Powstaniem Warszawskim. Nie inaczej było i w tym roku. Najgłośniejsza książką tego okresu był „Obłęd ‘44” Piotra Zychowicza.
REKLAMA

Piotr Zychowicz jest prawicowym publicystą znanym ze współpracy z periodykami „Rzeczpospolita” i „Uważam Rze”. Poprzednia książka tego autora, „Pakt Ribbentrop-Beck”, odniosła spory sukces komercyjny i spotkała się z ostrą krytyką ze strony licznego grona historyków za sprawą serwowania kontrowersyjnej wizji kierunku polityki zagranicznej II RP. Równie dużo kontrowersji wzbudza książka „Obłęd ‘44”. Główna teza Zychowicza zostaje postawiona w pierwszym zdaniu: Polska w wyniku drugiej wojny światowej poniosła największą klęskę spośród państw, które brały udział w tym konflikcie. Powodem tej klęski była niekompetencja, a nawet zdrada polskich władz. Do takiej wizji „ciosu w plecy” zadanego przez polskie władze naszemu narodowi Zychowicz stara się przekonać czytelnika. Autor nie tyle przedstawia czytelnikowi pewne zjawiska i wydarzenia z polskiej historii lat II wojny światowej, co raczej stara się w sugestywny sposób przekonać czytelnika do swojego punktu widzenia.

„Dobrzy” i „źli”

Wizja świata przedstawiona w książce i percepcja zjawisk w nim zachodzących jest bardzo uproszczona, wręcz czarno-biała. Postacie z polskiej historii są jednowymiarowe: dobry i źli. Do grona bohaterów pozytywnych autor zalicza generałów Sosnkowskiego, Roweckiego czy emigracyjne i krajowe środowiska Piłsudczyków oraz Narodowe Siły Zbrojne. Dla kontrastu, gen. Sikorski i Stanisław Mikołajczyk przedstawieni są jako niekompetentni politycy szkodzący polskiej racji stanu. Komenda Główna AK po przejęciu dowództwa przez gen. Komorowskiego to rządna krwi sitwa, która zrzuca zwierzchnictwo Naczelnego Wodza. Spośród dowódców i oficerów AK w najgorszym świetle przedstawieni są generałowie Okulicki i Tatar, przedstawieni jako domniemani sowieccy agenci. Linia podziału jest klarowna, „dobrzy” działali na rzecz interesów Polski, „źli” (świadomie lub nie) na rzecz Sowietów.

Moje poważne wątpliwości budzi klasyfikacja gen. Roweckiego. Wedle Zychowicza AK powinna ograniczyć działania przeciw Niemcom do minimum, o czym szerzej wspomnę później. Jednak Rowecki był gorliwym zwolennikiem odwetu na Niemcach. To właśnie w okresie dowodzenia ZWZ-AK przez Roweckiego organizacja ta skupiała się w większej mierze na akcji odwetowej względem Niemców. Wówczas to powstał Związku Odwetu i Kedyw, a połowę budżetu AK za rok 1942 r. przeznaczono na „Wachlarz”, który wedle Zychowicza działał na rzecz Sowietów. Natomiast okres kierowania AK przez gen. Komorowskiego to w większej mierze próby wyjścia obronną ręką przed zagrożeniem sowieckim, co zaowocowało m.in. rozwojem organizacji „Nie”, modyfikacją planu powstania powszechnego pod kątem zmiany w sytuacji wojennej. Co więc sprawiło, że gen. Rowecki jest przedstawiany w narracji Zychowicza jako postać pozytywna? Odnoszę wrażenie, że jest to wygodny zabieg budowania napięcia dla czytelnika. Oto skuteczny i rozsądny dowódca zostaje zastawiony przez ludzi niekompetentnych i awanturników, który doprowadzili do katastrofy, czytaj: Powstania.

REKLAMA
Gen. Władysław Sikorski wraz z Winstonem Churchillem i gen. Charlesem de Gaulle

Sporo kontrowersji może budzić ocena postawy samej Armii Krajowej. Autor stawia tezę, że przebieg wojny wymuszał zawarcie „cichego porozumienia” – zawieszenia broni między AK a Niemcami. Wedle autora na przeszkodzie takiemu zdarzeniu stanęła postawa Komendy Głównej AK i postawa samego Roweckiego. Autor nie zważył, że szansę na jakiekolwiek porozumienie zaprzepaścili sami Niemcy swoją polityką względem ziem Polskich. Po odkryciu grobów w Katyniu, czy nawet jeszcze w 1941 r. było już za późno dla Niemiec na zachęcenie społeczeństwa polskiego do kolaboracji. Nie po akcji „AB”, „rozkręceniu” Pawiaka i obozów zagłady. Zychowicz zapomina, że nawet w wypadku zgody dowództwa AK, porozumienie na szczeblu centralnym musiałoby być zaaprobowane przez niższe szczeble organizacji, co jest mało prawdopodobne. Posiłkować tu się można losami kierownictwa organizacji podziemnej „Miecz i Pług”, które wystosowało do władz niemieckich propozycję współpracy. Nie wdając się zbytnio w szczegóły kierownictwo tej organizacji zostało zlikwidowane przez niższe szczeble tej organizacji po tym gdy sprawa wyszła na jaw. Dlaczego inaczej miało by być w wypadku dowództwa Armii Krajowej? Co więcej, godząc się na takie porozumienie AK ryzykowało rozpadem organizacji, a także podzieleniem losów Czetników gen. Mihajlovicia. W Polsce były też przecież inne organizacje, które w planach zachodnich aliantów mogły przejęć rolę AK, tak jak partyzanci Tity przejęli rolę Czetników w strategii aliantów względem Bałkanów. Rolę tę spełniać mogły choćby Bataliony Chłopskie.

Piotr Zychowicz (ur. 1980) - publicysta historyczny, redaktor naczelny "Historia Do Rzeczy", publikował m.in. w "Uważam Rze" i "Rzeczpospolitej". Autor książki "Pakt Ribbentrop-Beck" (2012)

Pozostając jeszcze przy tematyce podziemia. Zdaniem autora aktywny opór skierowany przeciw Niemcom nie miał sensu. Jako przykład podaje postawę Czechów. Jednak Zychowicz nie wspomina o kilku sprawach. Porównując oba narody zapomina o tym, że funkcjonowały one w diametralnie różnych warunkach okupacyjnych. Przekładało się to na zupełnie inne położenie bytowe oraz prawne ludności polskiej i czeskiej. Inny był także zakres represji niemieckich oraz rola tych narodów w imperium budowanym przez III Rzeszę. Nie wdając się znów w szczegóły: okupacja na terenie Protektoratu Czech i Moraw była najłagodniejsza w całej Europie Wschodniej, co przekładało się na specyficzny charakter oporu przeciw okupantowi. Zychowicz zapomina także o tym, że Czesi również nie pozostali bierni. Można tu przytoczyć Słowackie Powstanie Narodowe czy zamach na Reinharda Heydricha (co wiązało się z utratą za jednym razem sporej część swojej siatki ruchu oporu i życia przez kilka tysięcy obywateli). Rząd Czechosłowacji na uchodźctwie planował również powstanie na terenie Protektoratu Czech i Moraw, na kształt akcji „Burza”, tyle tylko, że Czesi nie posiadali ku temu odpowiednich struktur i wsparcia aliantów (a to akurat mieli Polacy). Więc argument, że tylko polskie elity były skłonne do przelewania krwi własnych obywateli nie znajduje poparcia w faktach. Nie wynikało to z chęci czynnika politycznego, ale z innych uwarunkowań.

REKLAMA

„Najbardziej lubię te piosenki, które znam”

Większość zarzuty stawianych polskim władzom na Obczyźnie i w kraju stawiane w książce nie są niczym nowym. Pod tym względem „Obłęd ’44” to w przeważającej mierze zlepek tez stawionych przez dwóch publicystów emigracyjnych Zbigniewa Siemaszko i Józefa Mackiewicza, wspartych nieco ocenami stawianymi przez Stanisława Cata Mackiewicza (starszego brata Józefa). Wszyscy Ci publicyści byli bardzo krytyczni względem polityki RP w czasie wojny. Argumentem na obronę Zychowicza może być fakt, że prace Siemaszki i Józefa Mackiewicza są w kraju trudno dostępne, a w okresie PRL prac historycznych tych autorów nie wydawano w kraju (za wyjątkiem tzw. drugiego obiegu) za sprawą ich antysowieckich zapatrywań. Chociaż przyznać trzeba też, że pod względem oceny działań władz RP na uchodźctwie blisko jest Siemaszce i Mackiewiczowi do historiografii PRL. Tylko, że jeżeli nabrałbym ochotę na lekturę książek Zbigniewa Siemaszko to chwyciłbym od razu za nie. Zbyt silne przejmowania tez tych autorów sprawia, że pierwsza część książki jest w pewnej mierze wtórna.

Gen. Tadeusz Komorowski "Bór", komendant główny AK

Nie wiem w co ręce włożyć

Takie odczucie miałem po pierwszych rozdziałach tej książki. Pełno w niej kontrowersyjnych tez i drobnych nieścisłości. Już na samym początku (s 1) dowiadujemy się, że Polska odniosła największą klęskę spośród państw biorących udział w drugiej wojnie światowej. Nie trzeba być historykiem by zauważyć, że III Rzesza czy Japonia skończyły „nieco” gorzej od Polski. Dalej dowiadujemy się, że Polska utraciła połowę terytorium w wyniku II wojny światowej (s. 2). W dobie powszechnego dostępu do Internetu wystarczy kilka sekund by zweryfikować prawdziwość takiego stwierdzenia (powierzchnia Polski

REKLAMA

w 1939 r. wynosił 389 720 km², a po II wojnie światowej 312 679 km²). Przypuszczam, że autor zastosował skrót myślowy i pod hasłem „utrata połowy terytorium” chodziło mu o tereny wschodnie II RP zaanektowane przez ZSRR. Tylko dlaczego tego nie napisał? Takich nieścisłości jest wiele.

Kolejna sprawa to „Wachlarz”. Była to struktura tworzona pierwotnie do osłony od wschodu powstania powszechnego na ziemiach okupacji niemieckiej, a po wybuchu wojny na wschodzie miał on pełnić rolę „kordonu sanitarnego” przed Sowietami w razie kapitulacji Niemiec na wschodzie daleko od granic Polski (powtórzenie scenariusza z roku 1918). „Wachlarz” miał za zadanie dać SZ w kraju czas na zmobilizowanie się nim do ziem polskich dotrą Sowieci. Zdaniem Zychowicza „Wachlarz” jedynie wspierał Sowietów poprzez sabotowanie dostaw wojennych dla wojsk III Rzeszy. Autor nawet słowem nie wspomniał o genezie i celu istnienia „Wachlarza”, bo najwidoczniej nie pasowało to do jego koncepcji. Takich niedomówień i przemilczeń jest tyle, że powstać musiałaby osobna książka dotycząca samych tylko wątków pobocznych książki. Przejść trzeba jednak do sprawy najważniejszej: oceny Akcji „Burza” i Powstania w Warszawie.

Wróż Maciej

Autor wie co by było „gdyby”. Wedle Zychowicza Rowecki nie pozwoliłby na Powstanie (s. 153). Nie wysuwa przypuszczenia, lecz stwierdza fakt (teza ta jest zresztą zapożyczona z książki Działalność generała Tatara Zbigniewa Siemaszki) argumentując to tym, że Stefan Rowecki był „człowiekiem obdarzonym zdrowym rozsądkiem” (s. 153). Czytelnik na próżno jednak może szukać mocnych argumentów, które uzasadniłyby pewność siebie bijącą ze słów Zychowicza.

Najbardziej irytującym elementem publicystyki Piotra Zychowicza jest determinizm historyczny. W efekcie takiej percepcji wydarzeń czytelnikowi zostaje m.in. zasugerowane iż latem 1944 r. oczywiste było, że Powstanie w Warszawie zakończy się hekatombą (wszak tym się skończyło, więc skończyć musiało) i będzie prezentem dla Stalina. W innych fragmentach książki autor udowadnia jak to niekompetentna i sprowokowana, inspirowana wręcz, przez Sowietów Komenda Główna AK zdecydowała się na „harakiri” i kolaborację z Sowietami (takim mianem Zychowicz określa operację „Burza”). Rzeczywistość była o wiele bardziej złożona. Wystarczy odwołać się do bogatej literatury dotyczącej Powstania aby to dostrzec (Kirchmayer, Zawodny, Ciechanowski, Davies czy liczne prace zbiorowe poświęcone temu zagadnieniu z lat 80. i 90.). Nie chodzi tu o ocenę powstania. Wielu badaczy, m.in. Kirchmayer czy Ciechanowski, wytykało błędy związane z planowaniem, organizacją, przebiegiem a co najważniejsze z sama decyzją o wznieceniu Powstania. Ja sam uważam, że była to decyzja błędna, jednak nie w tym rzecz. Istotny jest sposób podejścia do wydarzeń.

REKLAMA

Lista możliwych scenariuszy dla Polski w okresie od jesieni 1943 r. do lata 1944 r. była spora: od rozkładu Wehrmachtu tak jak jesienią 1918 r., aż po walki niemiecko-sowieckie w Warszawie przypominające te w Charkowie czy Mińsku lub też wizja Polski jako jednej z republik ZSRR. Postawę KG AK względem akcji „Burza” równie dobrze jak kolaborację z Sowietami można postrzegać jako desperacką próbę realizacji polityki faktów dokonanych, analogicznie do postawy Polski względem Ententy w latach 1918-1920. Natomiast Akcję „Burza” jako demonstrację polskości na ziemiach wschodnich aby na konferencji pokojowej kończącej wojnę (przecież należało przypuszczać, że taka konferencja zostanie zorganizowana) uniknąć problemów ze strony mocarstw analogicznych do tych z lat 1918 1922.

Gen. Leopold Okulicki "Kobra", latem 1944 I zastępca szefa Sztabu Komendy Głównej AK

Agent „Niedźwiadek”

Ostatni Komendant Armii Krajowej wedle autora „Obłędu ‘44” był prawdopodobnie agentem sowieckim. To chyba najbardziej kontrowersyjna teza tej książki. Dowodem tej współpracy mają być zeznania gen. Okulickiego złożone po ujęciu go przez NKWD w 1941 r. Wedle autora „poważne podejrzenia wobec Okulickiego ma także wielu historyków”, jednak dalej przytacza jedynie słowa prof. Pawła Wieczorkiewicza. I tyle. Dalej dowiadujemy się, że wedle słów prof. Wieczorkiewicza kilka osób widziało w Moskwie teczkę Okulickiego. Na takim fundamencie zbudowanym z przypuszczeń i plotek nie powinno się budować tak daleko idących tez. Generał Leopold Okulicki odegrał znaczącą rolę w doprowadzeniu do wybuchu walk w Warszawie. Gdy zestawimy z tym faktem przypuszczenie stawiane przez Zychowicza, że Okulicki prawdopodobnie był sowieckim agentem, czytelnik może dojść do przekonania, że powstanie zostało wywołane w skutek działań sowieckiego agenta. Obłęd.

REKLAMA

„Nieważne jak mówią, byleby nie przekręcali nazwiska”

Odnoszę wrażenie, że sposób na sukces w wydaniu Zychowicza jest prosty. Jest nim gra na emocjach. Wystarczy zarzucić AK kolaborację z Sowietami (s. 12), zasugerować, że Komendant Główny AK był sowieckim agentem (s. 450-455), Biuro Informacji i Propagandy AK nazwać „wtyczkami” sowieckimi w AK (s. 210), Naczelnego Wodza „politycznym szkodnikiem” (s. 129) i już o książce będzie głośno. Doszło również do sytuacji dość paradoksalnej. Prawicowy publicysta jakim jest Piotr Zychowicz uderza w jeden z fundamentów świadomości historycznej polskich środowisk konserwatywnych. Wedle Zychowicza Powstanie Warszawskie nie było wszak desperacką próbą wyrwania Polski z objęć sowieckich tylko kolaboracją ze Stalinem. Co więcej jeden z bohaterów oporu względem Sowietów, gen. Okulicki na kartach książki Zychowicza zostaje przedstawiony jako potencjalny agent służb specjalnych ZSRR. Natomiast najlepszą rzeczą jaką mogło zrobić polskie podziemie w czasie okupacji było: kolaborować z Niemcami w zwalczaniu komunistycznego podziemia.

Konkluzja

Pod względem oceny Powstania publicystyce Zychowiczowi zaskakująco blisko do literatury z okresu PRL, która potrafiła postawić nawet zarzut wzniecenia Powstania w skutek kolaboracji AK z Niemcami. W mojej ocenie w kilku kwestiach należy zgodzić się z Zychowiczem. Polskie władze w latach II wojny światowej nie ustrzegły się bowiem poważnych błędów, z których największym była zbyt daleko idącą wiara w gwarancje Anglików (inna sprawa jakie były alternatywy dla takiej linii polityki). Zgodzić również należy się z tezą, że Polska II wojnę przegrała, pomimo, że należała do obozu zwycięskiego. Jednak historyk nie może godzić się na sposób w jaki napisany jest „Obłęd ‘44”. Historia Polski nie składa się jedynie ze spisków i agentów.

Zobacz też:

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Redakcja: Michał Przeperski

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Grzegorz Rutkowski
Doktorant w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Członek Łowickiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Interesuje się historią wojskowości ze szczególnym uwzględnieniem drugiej wojny światowej. Prowadzi badania na zagadnieniami łączności lotniczej między ZWZ AK a PSZ na Zachodzie.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone