Piotr Zychowicz – „Wołyń zdradzony” – recenzja i ocena
„Wołyń zdradzony” Piotra Zychowicza to kolejna w dorobku autora książka, która z pewnością wywoła kontrowersje. Jak ocenia ją nasz recenzent?
Piotr Zychowicz – „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA” – recenzja i ocena
![]() | Autor: Piotr Zychowicz Tytuł: „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA” Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis Seria: Historia Oprawa: broszura klejona ze skrzydełkami ISBN: 978-83-8062-564-8 Wydanie: 1 (2019) Data premiery: 2 lipca 2019 Liczba stron: 464 Format: 150 × 225 Cena: 49,90 zł Kup ze zniżką! ![]() Ocena naszego recenzenta: 8/10 (jak oceniamy?) Inne recenzje książek historycznych |
Piotra Zychowicza bez wątpienia można określić – i sam by się zapewne za takie określenie nie obraził – etatowym skandalistą polskiej publicystyki historycznej. W swych kolejnych pracach odbrązawia, czy jak twierdzą jego adwersarze – szkaluje, narodowe świętości – czy to powstanie warszawskie, czy „żołnierzy wyklętych”. Nowa książka Zychowicza nosi tytuł „Wołyń zdradzony”. Odpowiedź udzielona przez autora na pytanie „przez kogo” może szokować: przez Polskie Państwo Podziemne.
Teza może wydać się kontrowersyjna, ale redaktor „Do Rzeczy Historii” stara się ją drobiazgowo uargumentować. Punktem wyjścia jego rozważań są słowa Zosi, bohaterki filmu „Wołyń”: „Co to za podziemna armia, która chce walczyć z Niemcami, a nie jest w stanie ochronić kobiet i dzieci przed bandami uzbrojonymi w widły?”. Dzieło Wojciecha Smarzowskiego jest zresztą często przywoływane w toku narracji, a Piotr Zychowicz (najzupełniej słusznie) przypisuje filmowi zasługę umieszczenia tematu zbrodni wołyńskiej w głównym nurcie debaty publicznej.
„Wołyń zdradzony” to swego rodzaju Zychowiczowskie „J’accuse”. Książka stanowi jak gdyby wielką mowę oskarżycielską. Oskarżonymi są przede wszystkim sprawcy zbrodni – ukraińscy nacjonaliści z UPA motywowani zbrodniczą ideologią. Jednak nie tylko oni – także stawiane w rodzimej narracji historycznej Polskie Państwo Podziemne, Armia Krajowa. Zychowicz stawia tezę, że przygotowując się do antyniemieckiego powstania i do współpracy z Sowietami w ramach akcji Burza (co dla znanego z antykomunizmu autora stanowi kolejną przewinę, a to jako pomoc w podboju własnego kraju przez bolszewików; potęguje jeszcze polityczny bezsens samego przedsięwzięcia), mordowanych Wołyniaków po prostu porzucono na pastwę banderowców. Książka w zamyśle autora ma też być hołdem dla ofiar rzezi wołyńskiej – Zychowicz stawia tezę, że w przeciwieństwie do mordowanych w Katyniu oficerów rezerwy czy rozstrzeliwanych w Palmirach przedstawicieli elit społecznych, honorowanie jej ofiar, głównie włościan, nie wydawało się niektórym w dobrym tonie. Autor pisze o swoim szoku, kiedy po raz pierwszy spojrzawszy na mapę zrozumiał, że wołyńskie ludobójstwo odbywało się nie gdzieś hen daleko na wschodzie, ale na terenach położonych blisko np. Lublina i o oburzeniu związanym z konstatacją, że Armia Krajowa nie podjęła większych działań mających mu zapobiec.
Zychowicz pisze też o utrudniającym podjęcie działań w celu pomocy mordowanej ludności Wołynia konflikcie politycznym i osobowościowym pomiędzy dowódcą lokalnych struktur AK piłsudczykiem płk. Kazimierzem Bąbińskim i wołyńskim delegatem rządu na kraj Kazimierzem Banachem, wywodzącym się ze Stronnictwa Ludowego. Różnice pomiędzy nimi dotyczyły zarówno ewentualności uderzenia przeciw UPA, jak i stosunku do ludności ukraińskiej. W tym konflikcie autor przyznaje racje ludowcowi.
Jednocześnie, co należy stanowczo zaznaczyć, trudno pracy „Wołyń zdradzony” przypisać wymowę antyukraińską. Na kartach książki spotykamy dobrych i złych Ukraińców, dobrych i złych Niemców, dobrych i złych Polaków – Zychowicz pokazuje, że w piekle wojny i związanych z nią dylematów moralnych każda jednostka ludzka indywidualnie podejmuje decyzję, jak postąpić. Autor kreśli obraz stosunków polsko-ukraińskich na terenie Wołynia, cofając się aż do czasów monarchii austro-węgierskiej. Za ich pogorszenie obwinia rodzące się nacjonalizmy ukraiński i polski. Zychowicz, znany z nostalgii za wielokulturową Rzeczpospolitą i poglądów konserwatywnych w duchu braci Mackiewiczów po raz kolejny daje się poznać jako wróg ideologii nacjonalistycznych.
Obrazowi coraz bardziej wyradzającego się w dwudziestoleciu międzywojennym w duchu wzorców nazistowskich nacjonalizmu ukraińskiego towarzyszy wyliczenie błędów popełnionych przez II Rzeczpospolitą błędów w polityce wobec ludności ukraińskiej. Ukraińcy mieli w międzywojennej Polsce nikłe możliwości emancypacji politycznej i społecznej i nieraz byli traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Autor nie ma oporów przed nakreśleniem prawdziwego, nader odrażającego, obrazu ideologii banderowskiej, ale nie wybiela też polskiej polityki narodowościowej, charakteryzującej się, już w latach dwudziestych, ale szczególnie w późnym okresie rządów sanacyjnych, daleko posuniętą krótkowzrocznością, by nie rzec wręcz głupotą.
Nawet najbardziej błędna czy wręcz niegodziwa polityka nie usprawiedliwia jednak tego, co miało miejsce na Wołyniu. Zychowicz nie ma wątpliwości, że doszło tam do zbrodni o charakterze czystki etnicznej, mającej na celu całkowitą eliminację polskiej ludności. Książka zawiera drastyczne opisy mordów dokonywanych przez UPA – autor posiłkuje się tutaj wspomnieniami osób ocalałych z rzezi – których lektura z uwagi na to, że mowa o aktach szczególnego okrucieństwa, wymaga mocnych nerwów. Zychowicz porusza też kwestię polskich akcji odwetowych. Nie owija w bawełnę i jasno stwierdza, że Polakom też zdarzyło się popełniać zbrodnie na ludności cywilnej, nie godzi się jednak na zrównywanie ich ze zbrodniami ukraińskimi. Powodem takiego stanowiska nie jest jedynie ogromna różnica w skali takich czynów. Zupełnie inna była bowiem ich istota.
Mordy dokonywane przez UPA były elementem świadomie zaplanowanej akcji mającej na celu depolonizację Wołynia. Akty polskiego odwetu miały zaś charakter właśnie odwetowy i najczęściej wynikały z niesubordynacji sprawców, polskie podziemie, za co autor oddaje mu cześć, zakazywało mordowania kobiet i dzieci i zbrodni na ludności cywilnej.
Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Piotra Zychowicza – „Wołyń zdradzony, czyli jak dowództwo AK porzuciło Polaków na pastwę UPA” bezpośrednio pod tym linkiem, dzięki czemu w największym stopniu wesprzesz działalność wydawcy lub w wybranych księgarniach internetowych:
Tekst ma więcej niż jedną stronę. Przejdź do pozostałych poniżej.
Uwaga, wyświetliliśmy tylko ostatnio opublikowane komentarze. Zobacz wszystkie komentarze!
Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Redakcja i autor zezwalają na jego dowolny przedruk i wykorzystanie (również w celach komercyjnych) pod następującymi warunkami: należy wyraźnie wskazać autora materiału oraz miejsce pierwotnej publikacji – Portal historyczny Histmag.org, a także nazwę licencji (CC BY-SA 3.0) wraz z odnośnikiem do jej postanowień. W przypadku przedruku w internecie konieczne jest także zamieszczenie dokładnego aktywnego odnośnika do materiału objętego licencją.
UWAGA: Jeśli w treści artykułu nie zaznaczono inaczej, licencja nie dotyczy ilustracji i filmów dołączonych do materiału – w kwestii ich wykorzystania prosimy stosować się do wskazówek w opisie pod nimi lub – w razie ich braku – o kontakt z redakcją: redakcja@histmag.org
Mam tą przewagę nad Panami Górsztynem i Semką ,że to ja i moi rówieśnicy z Grochowa przeżylismy wojnę tylko dlatego iż Komenda ZWZ -AK Warszawa-Praga niepodjęł działań powstańczych .
Odpowiedz
Deutschland, Deutschland über alles,
Über alles in der Welt
Odpowiedz
Podsumowaniem może być szczegół z wizyty Jana Pawła II na Słowacji(?). Spoglądając na południe, w stronę Serbii i Chorwacji, wołał:
"Patriotismus - ano! Nacionalismus - niet!"
Czasem jednak wydaje się, że nacjonalizm, czyli miłość do własnego narodu połączona z nienawiścią do innego (innych) może mieć uzasadnienie, gdyż mogą być ludy bardzo zbrudzone ludzką krwią! Kristian Kristiansen z Goeteborgu o jednym z nich w New Scientist niedawno napisał "Najbardziej zbójecki lud wszystkich czasów"!
Odpowiedz
@ Atimes
Czyżby chodziło o naród zwany "Tatarami Europy" ???
Odpowiedz
Ludzie bawiący się publicystykę bądź w dziennikarstwo są ludżmi rzucającymi hasła w im wiadomym sobie celu, czy jest to prawda czy nie nie zastanawia się nikt z niemyślących lub nie znających prawdy. podam przykład; w roku 1946 zastępca szefa propagandy III Rzeszy w wywiadzie prasowym pierwszy raz rzucił hasło; polskie obozy koncentracyjne, w tym czasie i przy tej świadomości europejskiej było to pomyłką wyrażeniową i nie zdementowane od razu stało się faktem, faktem który obiegł świat i powrócił jako rzecz oczywista po 70- latach z drugiej półkuli. Jaki zatem oprócz gdybania cel ma Pan Zychowicz zapytać się trzeba jego. Gdybanie stwierdzam, sprzedawanie pióra trzeba by było udowodnić, głupotę też. Pozdrawiam wszystkich Pana Zychowicza też.
Odpowiedz
O praktycznych powodach, dla których AK nie interweniowała na Wołyniu pisałem dwa dni temu. Dodam jedynie, iż w momencie rozpoczęcia rzezi było tam co najwyżej 550 akowców, w dodatku nie bardzo wiadomo czy i jak uzbrojonych a już na pewno rozproszonych w kilku powiatach. Jedynym ratunkiem mogły być oddziały z Lubelszczyzny.
W recenzji znalazły się - moim zdaniem - kluczowe słowa a są nimi "jej ofiar, głównie włościan". Pomijając nieznośnie protekcjonalne słowo "włościanie" - chodzi o chłopów po prostu, autor recenzji dotknął najbardziej bolesnej sprawy II RP to jest -prostej pogardy (to nie przesada, przede wszystkim w dawnej Kongresówce), jaką miały jej elity do "włościan" właśnie.
Już raz pisałem o tym. W opracowaniu dotyczącym AK na Sandomierszczyźnie nie znalazłem w jej (AK) szeregach ani jednego "włościanina". Same dwory, dworki, ludzie z nimi związani, nauczyciele i część (nielicznej) inteligencji. To, podobnie jak i wygumkowanie z historii Batalionów Chłopskich o czymś świadczy.
Odpowiedz
@ Gość: Marek Baran
Zwracam uwagę, że ludobójstwa na Wołyniu dokonały oddziały banderowskie pochodzące w 90% z Galicji. Nie stało więc nic na przeszkodzie, by analogicznie postąpili Polacy, eksportując tam AK-owców z Lubelszczyzny lub z Galicji. Na Wileńszczyźnie NKWD także dokonało wielkich czystek wśród potencjalnych i rzeczywistych wrogów Kraju Rad, a pomimo to tamtejsza AK nieustannie zbrojnie występowała w obronie żywiołu polskiego, w dodatku mając jeszcze jednego - w porównaniu z Wołyniem i Galicją - wroga, czyli partyzantkę radziecką.
Wydaje się, że bierność AK w obronie polskości na Kresach południowo-wschodnich jest głównie rezultatem nadmiernego zaangażowania tejże w działalność "aprowizacyjną" na rzecz rodzin oficerskich zamieszkałych w dużych miastach oraz samej organizacji. Przebija to z pamiętnika dr. Z. Klukowskiego (szefa zamojskiego BiP), który czasami wstydził się swojej przynależności do AK.
Odpowiedz
@ Gość: Marek Baran
Słowo "włościanie" zawsze miało oddawać szacunek dla chłopstwa, skąd więc posądzenie o protekcjonalność? Dziś jest nieco archaiczne, może więc stąd wzięło się to błędne wrażenie bez poparcia w kontekście, w jakim było i jest używane. Mam nadzieję, że przyczyną nie jest to, że nieświadomie uważa pan chłopów za warstwę gorszą od innych.
Odpowiedz
@ Gość: trycykl
Oczywiście, że nie uważam tak. I teraz i poprzednio, chciałem przypomnieć tzw. kwestię chłopską w II RP (a i wcześniej) i jej różnorakie, najczęściej negatywne następstwa. PRL do czasów Gierka też niewiele zmienił w tej sprawie.
Odpowiedz
Bardzo dobrze, że Redakcja zastąpiła anonimową i nieudaną zachętę do przeczytania książki, recenzją sygnowaną konkretnym nazwiskiem, którego nosiciel nie musi się wstydzić swego opracowania.
Odpowiedz