Szymon Nowak – „Dziewczyny wyklęte” - recenzja i ocena

opublikowano: 2016-01-08 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
„Dziewczyny wyklęte”, czyli młode kobiety biorące udział w walkach podczas drugiej wojny światowej, a po jej skończeniu czynnie stawiających opór reżimowi komunistycznemu. Tym razem ich losy przedstawiono w formie zbeletryzowanej. Sam autor zaznacza, iż był to zabieg celowy, dzięki któremu lektura miała nabrać „lekkości”. Czy to się powiodło? Mam spore wątpliwości.
REKLAMA

Zobacz też: Żołnierze Wyklęci – historia i pamięć

Szymon Nowak
„Dziewczyny Wyklęte”
nasza ocena:
4/10
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Fronda
Rok wydania:
2015
Okładka:
twarda
Liczba stron:
388
Format:
232 x 170 mm
ISBN:
9788364095610

Wątpliwości budzi przede wszystkim drażniąca schematyczność i powtarzalność, której dużo jest na kartach książki. Dotyczy to tak budowy rozdziałów, zwykle zaczynających się od opisu przyrody, nawiązującego do sytuacji bohaterki, jak i wielokrotnie pojawiających się utartych frazesów czy środków stylistycznych, które nie zachwycają oryginalnością. Ponadto, czytelnikowi zbyt często muszą wystarczyć charakterystyki w stylu: „była młoda i piękna” czy też „był dla niej niedobry” (co jest powodem takiego stwierdzenia? - tego się już nie dowiemy). Często arbitralnie podawane są różne informacje, pozostawione bez uzasadnienia, jak w poniższym fragmencie, gdzie nie uda nam się poznać kryterium czy źródła wydanej opinii:

Ale należy podkreślić, że „Marcysia” na procesie zachowała twarz, wygłaszając bardzo rozsądną i mądrą mowę.

Sam autor nie był w końcu uczestnikiem wydarzeń, trudno więc zrozumieć na jakiej podstawie głosi takie sądy. Jeśli wydaje je na podstawie zgromadzonych informacji, to koniecznie powinien wskazać ich źródło.

Kolejną wartą poruszenia rzeczą jest kwestia zdjęć zamieszczonych w książce. Nie można mieć chyba nic przeciwko autentycznym fotografiom przekazanym przez samych bohaterów, ich rodziny czy znajdujących się w państwowych zbiorach. Dobra ilustracja może skutecznie wspomagać wyobraźnię. Niejednokrotnie świadczą też o momentach „normalności” w życiu partyzanckim. Co jednak było powodem umieszczenia na okładce zdjęcia ze zbiorów Grupy Rekonstrukcji Historycznej Borujsko, z którego spod umalowanych rzęs i przyciemnionych brwi, spogląda na nas tajemniczo członkini tej grupy? Estetyka estetyką, design designem, ale nie należy zapominać również o autentyzmie i umiarze. Innym jeszcze razem, czytając o śmierci matki bohaterki, po przewróceniu strony natykamy się na fotografię uśmiechniętej dziewczyny co - może nie do końca celowo - mocno kontrastuje z treścią wspomnianego fragmentu.

Niestety trzeba przyznać, że czytając „Dziewczyny wyklęte” ma się poczucie, że autor obrał taki właśnie sposób prowadzenia opowieści, by pod maską subiektywnego narratora swobodnie wyrażać swoje poglądy i opinie. Tak jest wtedy gdy czytamy o rzeźbach partyzantów w Bostonie, o prawdziwym patriotyzmie czy pogrzebie „tego komunisty – generała, który wyprowadził wojsko i milicję przeciw własnemu narodowi i kazał strzelać do bezbronnych ludzi…”. W przypadku naukowego opracowania taka rzecz nie mogłaby mieć miejsca.

REKLAMA

Wracając jeszcze do warstwy stylistycznej, często odnosi się wrażenie, jakby tekst był efektem nieumiejętnych starań w opracowywaniu opowieści przekazanej ustnie. Być może autorowi docelowo na wykreowaniu takiego stylu zależało, a niedbalstwo czy mowa potoczna miały przydawać utworowi jeszcze więcej „lekkości”. Ale efekt jest - w moim przekonaniu - przynajmniej dyskusyjny.

Na pewno ważne jest przypominanie prawdy historycznej, niejednokrotnie zniekształconej przez ludzi, którym na tym zależało. Nie do pojęcia jest, że o wielu takich wydarzeniach, wciąż się nie mówi, lub mówi się mało. Dlatego bez wątpienia potrzebne są takie książki. Oczywiście nie wszystkie historie zostaną opowiedziane, a wiele bohaterów pozostanie bezimiennych. Te historie mogą być jednak symbolicznym nośnikiem prawdy o poświęceniu składanym przez ogromną liczbę osób. Ponadto docenione powinny być starania i wysiłki autora przy zbiorze dokładnych i szczegółowych informacji. W książce aż się od nich roi, co przydaje jej wiarygodności.

Również odrębne potraktowanie grupy młodych kobiet – „dziewcząt wyklętych” – wydaje się być uzasadnione. Nie można udawać, że różnice pomiędzy płciami, chociażby te biologiczne, nie istnieją. Obecnie coraz chętniej odchodzi się od przedstawiania uproszczonych, stereotypowych ról kobiety i mężczyzny. A jednak we współczesnych narracjach, w walkach zbrojnych nadal w większości uczestniczą mężczyźni. I tak rzeczywiście było. Ale te dziewczyny też prowadziły swoje walki – przez służbę w charakterze łączniczek, sanitariuszek czy choćby kucharek. Determinacją i odwagą niejednokrotnie nie ustępowały miejsca swoim uzbrojonym kolegom. Niestety komunistyczne sądy był bezwzględne w kwestii kar dla często jeszcze nastoletnich dziewcząt. One wierzyły, że partyzantka, sprzeciw wobec reżimu jest jedynym słusznym wyborem, inne – raczej zdradą Ojczyzny. Ich historie, nawet przedstawione hasłowo, wzbudzałyby silne emocje. Ale być może podane w bardziej przystępnej formie przyczynią się do zwiększenia świadomości wśród rodaków, którzy często zapominają o tym, co się działo po wojnie. I o tym, jak za głęboką wiarę w wolność i sprawiedliwość cierpiały Perełka, Inka, Sarenka, Wanda, Danka i wiele innych „dziewczyn wyklętych”.

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Małgorzata Petlic
Studentka psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do jej kręgów zainteresowań zaliczyć można zagadnienia psychologii społecznej oraz polską poezję współczesną. Po godzinach najchętniej spędza czas z dziećmi, w podróży, teatrze oraz na korcie do badmintona.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone