Wilno pod sowiecką okupacją

opublikowano: 2018-06-01 15:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Przed drugą wojną światową Wilno było jednym z centrów polskiego życia umysłowego i kulturalnego. Zajęte przez Sowietów, zostało przekazane Litwinom, ale po kilku miesiącach znowu wpadło w ręce Stalina. Jak wyglądała sowiecka okupacja?
REKLAMA

We wspomnieniach

[...] Jedzenie było świetne, nie było aresztowań, nie wyrzucano nas z mieszkań. Nie odczuwaliśmy więc dotkliwie obecności Litwinów. Mimo to nienawidziliśmy się szczerze. Ale ułożyliśmy taką piosenkę na melodię Harcerskiej doli :

Biedni Polacy w niewoli,

Wszyscyśmy, wszyscy w niedoli,

Bieda nas gniecie,

Morzy głód, (chociaż głodu wtedy nie było żadnego – H.Ś.Z.)

Bośmy Polacy, biedny lud,

Biedni Polacy przecież są,

A źli Litwini ich gnębią,

Przypomnij, Litwo, dobre dni,

Gdyśmy byli połączeni!

Więc jednak pojawiał się motyw połączenia obu narodów. Śpiewaliśmy też na melodię „Jeszcze Polska nie zginęła”:

Teraz się połączym z Litwą,

Póki czas jest jeszcze,

Bo bolszewicy napadną,

Tak aż wezmą dreszcze.

[...]

W nagraniu

Niemcy ustalili z władzami litewskimi, że wypuszczą z niewoli Litwinów. Mieszkał nad nami Jundziłł, który był przyjacielem prezydenta Smetony i podpowiedział mu, żeby w umowie z Niemcami uwzględnił nie narodowość, tylko obywatelstwo litewskie, które nabywało się poprzez zamieszkanie. Większość wilnian je miała, bo była zasiedziała. Mama uzbierała potrzebne dokumenty, dzięki czemu załatwiła obywatelstwo sobie i ojcu. Trwało to do czerwca 1940 – wtedy ojciec wrócił z oflagu.

Przyłączenie Wilna do Litwy jesienią 1939 r. Napis brzmi: mieszkańcy Wilna witają Armię Litewską" (fot. www.kam.lt, opublikowano na licencji GNU Free Documentation License 1.2)

W naszym życiu zjawili się milionerzy Poznańscy, uciekinierzy z Łodzi, którzy wynajęli pokoje zwolnione przez hrabinę. Było ich stać na przekupienie Niemców i przekroczenie granicy. O ile hrabina miała służącą i ciągle wołała: „Panno Karolino, proszę zrobić to i to”, to Poznańscy przyjechali z brylantami, ale bez służby; niezaradni, nie umieli porządnie się ubrać, podgrzać wody, wszystkiego się bali – prawdopodobnie byli w domu obsługiwani w najmniejszych rzeczach. Dogadali się więc z naszą służącą Józią, a ponieważ nie mieli pojęcia o wartości czegokolwiek, to ona za pomoc brała od nich brylanty. Mama o tym nie wiedziała, a wyszło to na jaw przypadkowo, w jakiejś rozmowie z nimi. Wkroczyła wtedy do pokoju Józi i zrobiła taką rewizję, jakiej policjant by się nie powstydził. Ponieważ Józia brylantów nie sprzedawała, tylko gromadziła jak sroka, mama znalazła wszystkie, po czym poszła do Poznańskich i wykrzyczała im: „Nie mam czasu o was myśleć! Jesteście jak dzieci, nic nie rozumiecie! Ale jak zechcecie sprzedać i mieć pieniądze dla mojej służącej, to ja wam powiem, ile się za co płaci. Niech obsługuje dwa domy i ma dwie pensje. A to są wasze brylanty”.

REKLAMA

Józia dostała wypowiedzenie. Mama powiedziała jej, że nie zgłasza sprawy do władz tylko dlatego, że jest wojna i litewska policja. Poznańscy do wkroczenia Niemców nie chcieli opuszczać mamy, bo uważali, że jest jedynym człowiekiem, który może ich uchronić.

Wilno, 18 kwietnia 1922 roku. Defilada wojskowa z okazji przyłączenia Wileńszczyzny do Polski (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe).

Litwini niedługo cieszyli się niezależnym Wilnem – w lipcu 1940 Litwa, ale też Łotwa i Estonia, zostały włączone do ZSRR. Zaczęło się zupełnie inne życie. Nasze mieszkanie było ładne, więc zajął je enkawudzista, a nas wyrzucono do zastępczego na drugim końcu miasta. Był to mały, parterowy, zapadający się domek na Zwierzyńcu – bez łazienki, z ubikacją w korytarzu. Dostaliśmy cztery malutkie, zagrzybione pokoje, spałam w korytarzu. Dom stał w ogrodzie przypominającym las.

REKLAMA

W dzienniku

Wilno, 1 października 1940

Niech żyje Polska! Nie oddamy Ciebie żadnym bolszewikom! To są podli ludzie! Wstrętni! Nienawidzę ich! Ja bym wolała umrzeć niż nie zabić żadnego! Oni teraz okupują Wilno i tak strasznie męczą Polaków, że nie wiem! Tak mi jakoś smutno. Tak chce się płakać. Bo ja pamiętam, jak były wszędzie biało-czerwone sztandary i uczyliśmy się o Polsce, a nie o parszywej Litwie i nienawistnych bolszewikach. A teraz dziewczynki, jak na przykład Lisowska, mówią tak: „Ja się będę tego uczyć, bo chcę mieć dobry stopień”. A ja nigdy!!! Ja wiem, że w Polsce było ludziom prostym źle, ale to moja Polska! A teraz też źle. Zresztą w przyszłej Polsce będzie inaczej.

Tekst jest fragmentem książki Hanny Świdy-Ziemby „Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”:

Hanna Świda-Ziemba
„Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”
cena:
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
twarda, 348 stron
Data i miejsce wydania:
I, Warszawa 2018
ISBN:
978-83-65979-13-1

Ja jestem socjalistką, ale od [Karola] Marksa, a nie [Józefa] Stalina. Żeby ktoś Stalina nawrócił i pokazał mu, jak trzeba urządzić państwo, a on zrozumiał, to byśmy wszyscy poszli z nim. Ale on podły człowiek. Kochana Polsko, czy ja nigdy Cię nie zobaczę takiej prawdziwej i dobrej? Kiedy się ta wojna skończy?

Kościół Wniebowstąpienia Pańskiego w Wilnie na obrazie Zygmunta Vogla z ok. 1800 (domena publiczna)

A teraz napiszę o sobie. Nazywam się Hanka. Mam 10 lat. Mamusia jest doktorem, pracuje do 11 w nocy i zarabia na nas. Tatuś kiedyś był adwokatem, a teraz jest stróżem nocnym. Mam jeszcze małą siostrę. Ma półtora roku. Nazywa się Zosia. Umie mówić: mama, tata, Anna, Ala, ciocia, daj nam pać, to znaczy spać. Jest bardzo miła i bardzo ją kocham. Ma niebieskie oczki jak niezapominajki. Ala to była przy Zosi. Ma 18 lat, ale ona odeszła i ja bardzo płakałam, bo ona była dobra, bawiła się z nami i ja ją kochałam. A teraz mi smutno. Mamy jeszcze ciotkę Zośkę, mamy kuzynkę, jako służącą. Dużo ciastek funduje, ale jest złośnica i się drażni. Ala też, ale ją wolę.

Mieszkamy na Zwierzyńcu, w dużym ogrodzie. Choć chyba to nie ogród. Rośnie tu dużo sosen, jest ponuro i kraczą wrony. Ale lubię tam być, bo sobie dużo wyobrażam. Ja zawsze wymyślam opowiadania o kimś albo myślę, że gdzieś jestem i z kimś, i coś się dzieje. Ja mogę być sama i wtedy wymyślam różności. Jak gdzieś idę to też. Jak wyrosnę, to będę pisać książki. Albo artystką czy adwokatką będę, żeby niewinnych ludzi bronić. Ale tylko niewinnych.

Mieszkamy w starym drewnianym domku z widokiem na ten las, bo to chyba las choć ogrodowy. Teraz tak wrony kraczą i pada deszcz, aż smutno. Tak bym chciała iść i iść w ten deszcz wolno po zwierzynieckim lesie i płakać, że to już nie nasze. Ale będzie nasze, małpoludy!

REKLAMA
Litwa 1920-1940 i jej roszczenia terytorialne względem Polski (aut. MIx 321; na GNU Licencji Wolnej Dokumentacji, w wersji 1.2)

Ja w tym pamiętniku to będę pisać ot tak, kiedy chcę i co chcę.

W nagraniu

Mama powiedziała Poznańskim, że nie może ich już ze sobą zabrać, bo będzie ciasno i źle, a przecież tyle jest mieszkań w Wilnie. Poznański, który się jąkał, tak wtedy powiedział do żony: „Emi-mi, kociaku-ku, pójdziemy-my na most”. Znaczy – jak mama ich nie zabierze, to się utopią. No i mama ich wzięła. Mieszkaliśmy tam w makabrycznych warunkach, było zimno – całą zimę kaszlałam, a moja siostra na wiosnę dostała zapalenia opon mózgowych i była bliska śmierci. Poznańscy ciągle próbowali załatwić, by zezwolono im wyjechać za granicę. Jak wcześniej dawali brylanty gosposi, tak teraz chodzili z nimi do bolszewików, ale wciąż nie przynosiło to skutku.

W momencie zagarnięcia Litwy przez ZSRR szkoła nazaretanek została zlikwidowana, pozostawiono za to szkoły publiczne. Część przedmiotów wykładano po litewsku, poza tym obowiązkowy był język rosyjski. Trafiłam wtedy do piątej klasy szkoły, która przed wojną cieszyła się renomą. Teraz nadano jej numer 70. My, zbuntowane dzieciaki, chcieliśmy się przede wszystkim opierać sowietyzacji. A zaczęto próby wciągania nas do pionierów. Z całej naszej klasy, ponad trzydziestu osób, zapisał się jeden – Dobrowolski, prawdopodobnie z komunistycznego domu. I trochę dzieci z niższych klas. Z szóstej klasy nie zapisał się nikt.

Toczyliśmy z Dobrowolskim dyskusje. Pamiętam, że napisałam do niego kartkę, że w Sowietach jest bieda i nie ma pomarańczy, których pełno było w Polsce przed wojną. A on odpisał, że nie ma burżuazyjnych pomarańczy, ale zdrowa proletariacka marchew jest. Nam to nie wystarczało. Chłopaki z mojej klasy postanowili założyć tajny Związek Dzielnych Polaków. Mieliśmy wtedy w większości po jedenaście lat.

We wspomnieniach

[...] W szkole uczono nas już w znacznej mierze po litewsku, częściowo tylko po polsku. Wszedł zupełnie inny, litewski program. Ja omal nie zostałam na drugi rok, matka musiała wziąć korepetycje. Nie tylko bojkotowałam, ale i nie potrafiłam nauczyć się języka litewskiego.

Godło litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (aut. Jam123; domena publiczna)

Z chłopcami z Góry Bouffałowej zupełnie straciłam wtedy kontakt, bo przecież wyrzucono nas na drugi koniec miasta. Zaprzyjaźniłam się natomiast w szkole z takim Andrzejem [Szymańskim]. Kiedyś zaczęliśmy rozmawiać po lekcjach i okazało się, że on czyta te same książki co ja – i o Indianach, i Przyborowskiego, i Gąsiorowskiego. Odprowadził mnie do domu, zaczęliśmy się wymieniać książkami, a potem Andrzej wciągnął mnie, jako jedyną dziewczynę, do Związku Dzielnych Polaków. [...]

REKLAMA

W dzienniku

15 października 1940

Inka [Kejzikówna] została moją przyjaciółką! Jak ja kocham Inkę! Ona od pierwszego wejrzenia tak mi bliska, droga. Pierw to ona nie chciała na mnie patrzeć, ale teraz też mnie kocha i to dobrze. Czym ludzie dorośli mądrzejsi od nas? Tylko że mówić ładniej umieją – tak poważnie. Ale czujemy tak samo. Jak kiedyś będę dorosła, to pomyślę, że jak miałam lat 10, to było to samo. Na pewno! Tylko że mówić trudno. Jak się cieszę, że mam Inkę i Alkę, bo Alka do nas wróciła. Jak dziękuję Bogu z całej duszy!

Tekst jest fragmentem książki Hanny Świdy-Ziemby „Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”:

Hanna Świda-Ziemba
„Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”
cena:
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
twarda, 348 stron
Data i miejsce wydania:
I, Warszawa 2018
ISBN:
978-83-65979-13-1

Teraz najwięcej lubię Ducha Świętego. Taka biała, jasna postać. Pierw to w ogóle o nim nie myślałam, bo taki gołąbek. Ale pomyślałam, że możemy sobie wyobrazić go inaczej. I jak tak pomyślałam, to mi się strasznie spodobał. Więcej niż Chrystus. Więc teraz Duch Święty. Jak czegoś chcę, to mówię długi pacierz wieczorem i proszę ciągle Ducha Świętego, i w końcu to mam.

15 listopada

Inka! Inka! Dlaczego? Ja tak bardzo cię kocham i cierpię. Inka, ciebie tak nikt do końca twego życia nie będzie kochać jak ja, a ty poszłaś do [Krysi] Jundziłłówny. Podła jesteś! Moja Inka poszła do Związku, gdzie mnie nie chcą, teraz w ogóle nie rozmawia ze mną. Wrony kraczą gorzej niż zwykle. Ponuro i smutno.

Ściana dawnego dowództwa NKWD na Litwie z nazwiskami zamordowanych tam partyzantów (fot. Phillip Capper; CC BY 2.0)

Pokłóciłam się z Alką i ciotką Zośką. Ale z nimi to nic. Ale Inka! Duchu Święty, wróć mi Inkę. Kiedyś, tak sobie myślę, będę miała dobrą i śliczną przyjaciółkę Zosię. I będziemy z nią w sanatorium, bo to będzie gruźliczka, a mnie będą wszyscy lubić i wszyscy będą chcieli być ze mną. A Inka będzie listonoszką i przyniesie Zosi list, i zacznie z nią mówić, i dowie się, że to moja przyjaciółka, no i jaka ja jestem, i zechce się pogodzić, a ja będę chłodna. No i zobaczysz, jak będzie, Inka.

17 grudnia

Byłyśmy z Alką i z Zosią w starym parku. To taki stary, zaklęty dwór. Ja bym chciała pójść tam kiedy i pobawić się sama ze sobą w jakąś opuszczoną księżniczkę, co nagle odnalazła swój dom. Jak tam cudownie. Ogromne drzewa, opadłe liście, zbutwiały, duży, z ładnym gankiem drewniany dom. Duży staw o zielonym pokryciu teraz szalem jak dywan. Jest i mostek, i obrosła altanka. Ja tam muszę kiedyś pójść sama, samiutka.

26 grudnia

Wciąż proszę wszystkich zaziemskich o Inkę i nic. Boże! Inka! Wrócisz kiedy do mnie? Ty moja! I dziś tak się czuję patriotycznie. Bo ksiądz mówił takie szczere kazanie o Polsce, a potem miał coś odczytać po nabożeństwie i przerwał mu chór ludzi – „Boże, coś Polskę!”. Tak ze wszystkich sił śpiewałam. Bardzo lubię Boże Narodzenie. Jest tak miło i dobrze. Śnieg spadł duży.

REKLAMA

W nagraniu

W naszym Związku było sześciu chłopców żydowskich [uciekinierów z Warszawy]. Nikt z nich nie zapisał się do pionierów, więc rozumieliśmy, że żadni z nich bolszewicy. „Żydokomuna” nijak nie kojarzyła mi się z moimi kolegami. Oni jak się przedstawiali, to mówili: „Jestem Polak wyznania mojżeszowego”. Jeden z nich, Lewenbaum, powiedział: „Jestem Żyd wyznania mojżeszowego”, bo był syjonistą – i był przez nas inaczej traktowany.

Dawny budynek litewskiego NKWD w Wilnie. Obecnie siedziba Muzeum Ofiar Ludobójstwa (fot. Wilson44691; domena publiczna)

Żadna z akcji, które wymyślaliśmy, nie obejmowała – rzecz jasna – Dobrowolskiego. Nie chcieliśmy z nim żadnej solidarności, choć była jakaś tolerancja, uznanie odrębności. Z naszych akcji wyłączaliśmy także Lewenbauma, bo on był innej narodowości. Natomiast pozostali żydowscy chłopcy, na czele których stał Grynfeld, brali w nich udział. Grynfeld reprezentował Polaków wyznania mojżeszowego.

Związek Dzielnych Polaków ustalał, jak mają się zachowywać klasa piąta i szósta. Któregoś razu zamknęliśmy na klucz zebranie związku pionierów, potem wpadliśmy na pomysł zamknięcia w ubikacji komsomołki, która tych pionierów prowadziła; dopiero rano została z niej wypuszczona. Wybuchła prawdziwa afera, ale nikt nie mógł dojść, kto to zrobił; a może nauczyciele nie mieli też do tego szczególnego zapału. Byli w szkole Litwini, ale im nic nie robiliśmy ­– chociaż byliśmy antylitewscy, to bolszewicy byli ważniejsi.

Wilno na początku XX wieku (domena publiczna)

W Wielki Piątek, w ramach ateizacji-bolszewizacji (bez przerwy świątecznej – były to normalne dni), kazano nam tańczyć na gimnastyce, którą prowadził Litwin. Rozkaz Związku Dzielnych Polaków brzmiał: „Siadamy na ławce i nie tańczymy”. Oczywiście zgłaszają się Dobrowolski i Lewenbaum, ale do tego nic nie mamy. My, piąta klasa, siedzimy i nikt nie tańczy. Potem nas ciągają pojedynczo do kierowniczki – namawiają, straszą, grożą wyrzuceniem ze szkoły. „Nie, nie zatańczę. – To ja cię wyrzucę. – Może pani wyrzucić, dobrze się po ulicy chodzi” – tak odpowiadaliśmy.

Wracaliśmy po kolei i siadaliśmy na tej ławeczce. I spośród nas w takiej rozmowie z kierowniczką złamał się jeden chłopiec – Biegański. Tańce się odbyły: w jednej parze tańczył nauczyciel z Dobrowolskim, a w drugiej Biegański z Lewenbaumem. Kiedy się to wszystko skończyło, naprzeciwko Biegańskiego stanął jego najbliższy przyjaciel i mówi: „Będziemy się bić” – i zaczyna go rąbać po twarzy. Bili się tak, że karetkę trzeba było wołać do Biegańskiego. Chłopcom wyznania mojżeszowego, co siedzieli z nami w Wielki Piątek, powiedzieliśmy: „Może waszych świąt nie będą szargać. Ale jeśli z waszej religii coś będzie szargane, cała klasa siedzi. Bronimy wszystkich religii”.

Tekst jest fragmentem książki Hanny Świdy-Ziemby „Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”:

Hanna Świda-Ziemba
„Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”
cena:
Wydawca:
Ośrodek KARTA
Okładka:
twarda, 348 stron
Data i miejsce wydania:
I, Warszawa 2018
ISBN:
978-83-65979-13-1
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Hanna Świda-Ziemba
Polska socjolog, profesor, nauczyciel akademicki, działaczka opozycji w okresie PRL.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone